Dla mnie bomba. Guadagnino nie zawiódł. Uwielbiam tego typu kino. Końcówka szczególnie dobra, bo nasuwa się pytanie, kto z tej trójki okazuje się być prawdziwym zwycięzcą- Art, bo przejrzał na oczy i po latach pogodził się z kumplem, Patrick, bo miał Tashi na zawołanie i spędził z nią noc, czy sama Tashi, bo zbajerowała dwóch typów, by obejrzeć świetny mecz.
Myślę, że nikt nie jest. Art został zdradzony, upokorzony i jego małżeństwo się rozpadnie, Patrick zostanie nieznanym graczem i będzie dalej wiecznym dzieckiem, które chce dorobić na kieszonkowe i Tashi, która będzie wiecznie nieszczęśliwa, bo sama nic nie osiągnęła i jej marzenia legły.
Można na to patrzeć i z takiej strony. Jak dla mnie dwójka kumpli pogodziła się ze sobą po latach. Ich przyjacielski uścisk wyglądał, jakby oboje przestali się przejmować kobietą, o którą rywalizowali latami. Natomiast Tashi wydawała się być usatysfakcjonowana przebiegiem meczu. Jednym i drugim kierowała jak chciała.
Myślę że zakończenie jest niedopowiedziane z premedytacją, abyśmy sami je wymyślili. Ogólnie film dobry, trzeba obejrzeć i pamiętać żeby nie oglądać po raz drugi.
Moja hipoteza jest taka że Tashi tak naprawdę jest alegoria tenisa. Dwóch koleszków zakochała sie w grze - jednemu to poszło lepiej i święci sukcesy drugi nie ma hajsu ale dalej kocha ta grę i nie moze bez niej życ. Temu co poszło lepiej ma Tashi (tenis) przy sobie ale czuje że przegrywa wiec gra jest na niego. Każdy z nich ma Tashi ale na innym poziomie, zwróćcie uwage ze jest jedna scena jak Tashi pojawia sie w korytarzu hotelowym jakby znikąd jak duch - jest to nakierowanie widza że ona nie istnieje a jest zabiegiem artystycznym - jedyne czego wymaga od chłopaków to "porządna gra" tego chce tenis i tego chce Tashi.